Archiwum | Takie tam RSS feed for this section

Picasso

26 Lip

A właśnie, że nie będzie o malarstwie – będzie o pizzerii :) Tuż pod Marbellą znajduje się luksusowa marina Puerto Banus pełna takich jachtów i samochodów, które miewam okazję oglądać tylko w teledyskach albo na filmach. Ryk silnika oznacza, że nadciąga właśnie jeden z najnowszych modeli Lamborghini albo Maserati. Przybrzeżne „sklepiki”, to butiki takich marek, jak Dolce & Gabbana, Dior, Hugo Boss, Chanel lub Tod’s. Gdyby lepiej przypatrzyć się twarzom mijanych ludzi, niewykluczone że okazałoby się, że są znane z okładek czasopism, czy filmów. Restauracji, mniej lub bardziej wyrafinowanych, jest pełno. Przed każdą z nich stoją naganiacze, którzy serdecznie zapraszają na kolację do nieco pustawego wnętrza. Tylko jedna knajpka znacząco się wyróżnia. Zamiast naganiaczy stoi przed nią długa kolejka ludzi, którzy czekają aż zwolni się stolik. Jest to Pizzeria Picasso.
DSC_1105Picasso jest lokalem, który łączy w sobie amerykański styl vintage z hiszpańską elegancją. Złote kolumienki podpierające otwierany dach, czyli markizę w pasy, w jakiś dziwny sposób łączą się z kolorową prostotą wnętrza, plakatami z początku XX wieku, rosnącymi w donicach drzewami i wszędobylskimi ptaszkami, które niecierpliwie czekają na swoją porcję okruszków z pizzy.
Pizza jest pyszna, prosto z pieca, na cienkim spodzie. Każdorazowo stawiana jest na stole oliwa, w której pływają zioła w towarzystwie pikantnych papryczek chili. Jeśli nie masz ochoty na pizzę, zawsze możesz się skusić na amerykańskiego hamburgera lub porcję żeberek. Dzieciaki mogą wybrać dowolny koktajl ze świeżych owoców, co oznacza gigantyczny kielich picia przyozdobiony kunsztownym rusztowaniem z owoców, z których został zrobiony.
DSC_1119Z doświadczenia wiemy, że nie należy zjadać brzegów pizzy, tylko odkładać je na bok do serwetki, ponieważ na zewnątrz czeka stado wygłodniałych rybek. Wyglądają trochę jak mniejsza wersja suma – są czarne, z wąsami, ale zdecydowanie mniejsze niż sum z polskich wód :) Więc wychodząc z Picasso, warto przecisnąć się między parkującymi przy nabrzeżu Ferrari czy Porsche i nakarmić głodomory. DSC_1143

Hiszpańska fiesta, siesta i oszukany węgorz … czyli wakacje w Hiszpie

24 Lip

Będę wredna i napiszę, że właśnie siedzę przy basenie, z kompem na kolanach i skrobię. Świeci piękne słońce, obok chłodzi się martini i jest po prostu pięknie :) Dni toczą się leniwie, nadrabiam zaległości w lekturze i filmach, wieczory spędzam tnąc w karty z przyjaciółmi przy talerzu z lokalnymi tapasami, popijając vino blanco a  dzieciaki do późna w nocy beztrosko oglądają kreskówki zajadając się popcornem. Bezcenne.
Wakacje w Hiszpie siłą rzeczy mijają pod hasłem jedzenia – no bo, jak tu się oprzeć kalmarom w nadmorskiej knajpce, krewetkom, które w dowolnej ilości i wielkości tłoczą się na sklepowych ladach, czy przepysznemu gazpacho prosto z lodówki.
Gazpacho należy do tzw. szybkich zapychaczy dużego głoda, który pojawia się po całym dniu spędzonym na pływaniu i absolutnie, ale to absolutnie nie może czekać na prawilny obiad. Jestem w Hiszpanii i nie muszę gotować gazpacho, bo mogę je kupić w kartonie. Wlewam je więc zimniutkie do misek i w zależności od tego, co kto lubi dodaję: łyżkę naturalnego jogurtu, posiekany szczypiorek lub pietruszkę, świeże chili i/lub starty ostry, dojrzewający ser. Pyyycha :)DSC_1176

Parę lat temu robiąc zakupy natknęłam się na opakowanie z …. robalami (tak je czule nazwaliśmy), czyli La Gula del Norte. Wyglądają, jak małe, ale dłuuugie biało-szare rybki, które mimo zdecydowanie średnio zachęcającego wyglądu, zrobiły furorę u dzieciaków. Można je przyrządzać zarówno na ciepło, jak i na zimno – ale moim zdaniem najlepiej smakują, jako dodatek do makaronu. Wrzucam więc dwa opakowania robali na patelnię, suto zalaną oliwą pomieszaną z masłem i podsmażam  przez ok 5 minut, następnie dosalam i dodaję 2-3 ząbki czosnku oraz swój ulubiony dodatek do dań z owoców morza, czyli 2-3 łyżki martini bianco. Podsmażam jeszcze przez 3 minuty i wsypuję do garnka z ugotowanym gorącym makaronem. Mieszam całość, żeby wszystkie składniki dobrze się połączyły. Każdy z żarłoków może jeszcze posypać swoją porcję pietruszką, świeżym chili albo świeżo zmielonym pieprzem. Znika w 3 sekundy :) DSC_1376
No dobra, ale dlaczego oszukany węgorz. Otóż czytając o La Gula del Norte, dowiedziałam się, że w oryginale robale, to 2-3 letnie młode węgorze, które kiedyś były codziennym daniem zwykłych rybaków. Niestety z różnych względów ilość węgorzy tak zmalała, że 1 kg Angulas (czyli młodych węgorzy) kosztuje obecnie 1000 Euro…. Z tego powodu pojawiła się przyjazna kieszeni „podróbka”, czyli mechanicznie formowane, ale bardzo podobnie smakujące robale z mięsa mintaja :)

Kucharzenie

5 Kwi

Jestem uzależniona. Od wielu rzeczy. Ale jedną z nich są programy kulinarne i książki kucharskie. No wiem, że mało to oryginalne, ale biorąc pod uwagę fakt, że niewiele z przepisów obejrzanych lub przeczytanych rzeczywiście „ugotowałam”, to moje uzależnienie ma swoje znaczenie. Jest czystą przyjemnością.DSC_0124-001

Jestem uzależniona od piękna, emocji i poezji, które sączą się przez ekran telewizyjny lub kartki książek. Uwielbiam to zmiękczone światło, które potęguje kolory poszczególnych składników. Entuzjazm i radość, z jakim prowadzący składają pojedyncze elementy w jedną smakowitą całość. Precyzję, z jaką siekają, mieszają, układają, przesypują… I ten wielki uśmiech na końcu, kiedy uzyskują jedyny w swoim rodzaju efekt. W książkach kucharskich uwielbiam nie same przepisy, lecz opowieści, które im towarzyszą. Opowieści czynią potrawy bardziej wiarygodnymi, stanowią pretekst, dla którego dany przepis znalazł się w książce. Lubię opowieści, bo uchylają rąbka historii jakiegoś człowieka i jego rodziny przez pryzmat emocji, które od zawsze towarzyszą gotowaniu i jedzeniu.

Tak na marginesie, czy zwróciliście uwagę, że najbardziej popularnymi kucharzami (w sensie laickim tj. telewizyjnym) są Angole?! Nie Francuzi, nie Włosi ani nawet Hiszpanie, lecz właśnie Anglicy? Weźcie pod uwagę Jamiego Oliviera, Nigellę Lawson, czy Gordona Ramsay’a a nawet ex plus size modelkę a obecnie pisarkę – Sophie Dahl…

Ale nie o tym chciałam.

Grypa na pocieszenie

28 Mar

Choróbsko to paskudna sprawa. Ale czasem, kiedy w życiu jest kompletnie „nietak„, Twój organizm zwyczajnie ma dość i przestaje działać. Coś, na co nie masz w zasadzie wpływu, obezwładnia i powala Cię na tyle mocno, że jesteś zmuszony się zatrzymać.

Przestajesz udawać, że wszystko jest dobrze i walczyć z codziennością, ale w zamian zyskujesz czas, żeby zwyczajnie pomyśleć i pobyć sam ze sobą. I właśnie wtedy być może znajdziesz lekarstwo na to, co tak na prawdę boli.

Ale czasem grypa, to po prostu grypa. Po raz kolejny sprawdza się niezawodne trio: rosół, gorące mleko z miodem oraz herbata z cytryną.

herbata_3

Rosół. W zasadzie nie do końca wiadomo dlaczego działa, ale wg wszelkich badań czynionych w jego kierunku – działa, że hej! W trakcie gorączki, kiedy nic innego nie wchodzi, kubek tego zwyczajnego niezwyczajnego gorącego wywaru sprawia, że robi mi się cieplutko, błogo i czuję się w jakiś dziwny sposób zaopiekowana. O składnikach rosołu pisać nie będę. Uważam, że jest to zupa bardzo osobista, intymna wręcz, i mocno związana z osobą, która ją gotuje – więc jeśli ci nie smakuje rosół zrobiony przez ukochaną osobę, to zastanów się mocno, czy to Twoja połówka…

Mleko. Każdy dom ma swój przepis. Ja mam dwa. Pierwszym ratował mnie dziadek, jak byłam mała tj. mleko, łyżeczka masła, czubata łyżeczka miodu i 2 ząbki drobno posiekanego czosnku. Był to niezawodny sposób na anginę, gorączkę, katar i co tam chcecie – tyle, że dla mnie wtedy była to okrutna kara (dzieci nie przepadają za czosnkiem pływającym w kawałkach, nawet najdrobniejszych i to w słodkim (?!) mleku…). Drugi przepis jest mój własny: mleko, łyżeczka miodu, pół łyżeczki masła, szczypta soli, większa szczypta cynamonu i odrobina utłuczonej, suszonej papryczki chili. Działa rewelacyjnie a smakuje jeszcze lepiej.

Herbata z cytryną. Nie jestem herbaciarą. Ale kiedykolwiek jest mi źle, to herbata z cytryną i z cukrem (właśnie z cukrem a nie z miodem) jest takim polepszaczem. Idealną herbatę z cytryną jest trudno zrobić. Relacja mocy herbaty ze słodyczą cukru oraz kwaśnością cytryny musi być w sam raz. W przeciwnym wypadku herbata traci magiczne właściwości. I kropka.

%d blogerów lubi to: